• 30 PAŹ 21

    Relacja z podróży studyjnej szlakiem byłych rezydencji historycznej Nowej Marchii, 24-26 września 2021 r.

    Dziwne mury – podróż studyjna do historycznych rezydencji w dzisiejszej Polsce Zachodniej

     

     Peggy Lohse

     

    W ostatni weekend września 2021 roku grupa studyjna już po raz drugi wyruszyła do odległych wsi i miasteczek, aby poznać różnorodność architektury i historii dworów i pałaców oraz losy ich budowniczych i mieszkańców. Tym razem podróż wiodła do województwa lubuskiego i jego pełnej wstrząsów historii.

    Ma to być zabezpieczona ruina – zniszczony Zamek Joanitów w Słońsku, dawniej Sonnenburg. Po pożarze w latach 70-tych, dziesięcioleciach pustostanu i coraz większych szkodach wyrządzonych przez warunki atmosferyczne, powstała koncepcja wykorzystania szkieletu budynku, który w ten chłodny i wietrzny wrześniowy poranek sprawia groźne wrażenie. Ponad 50 ciekawskich oczu i uszu grupy wycieczkowej Viadriny podziwia budynek, duże, puste wnęki okienne, małe resztki stiuku w ceglanych ścianach. W Słońsku rozpoczynają trzydniową podróż studyjną po 16 rezydencjach, dworach i zamkach na terenie dawnej Nowej Marchii i Ziemi Torzymskiej, dziś w większości położonych w zachodniej części województwa lubuskiego, pomiędzy ośrodkami miejskimi Gorzowa Wielkopolskiego i Zielonej Góry.

    Postępowa koncepcja „ruiny z pietyzmem” nie jest dziś w Polsce szczególnie popularna, dlatego tym bardziej cenna jest decyzja na rzecz zabezpieczenia ruin Zamku Joannitów, wyjaśnia historyk sztuki dr Sibylle Badstübner-Gröger, która przez trzy dni będzie oprowadzać grupę studyjną po historii rezydencji Nowej Marchii. Wraz z Błażejem Skazińskim z Urzędu Ochrony Zabytków w Gorzowie opowiadają i wyjaśniają o wspaniałych czasach przedwojennych oraz o rozwoju i trudnościach w obchodzeniu się ze starymi niemieckimi architektonicznymi dobrami kultury dla w dużej mierze nowych grup ludności w regionie po 1945 roku. Zarówno dla kierownictwa politycznego PRL, jak i dla mieszkańców regionu, którzy zostali przesiedleni – po wypędzeniu Niemców – z Wielkopolski, terenów dzisiejszej Ukrainy i Białorusi lub będąc powracającymi jeńcami wojennymi, okazałe budowle były pozostałością po obcej kulturze Niemców i właścicieli wielkich majątków ziemskich, znienawidzonej również przez II wojnę światową.

    Tym bardziej jednak imponujące jest dzisiejsze rosnące zainteresowanie i coraz większa troska o te dobra kultury, których restauracja i konserwacja jest niewątpliwie przedsięwzięciem skomplikowanym i kosztownym. Dla Słońska oznacza to, że przed budynkiem są już wytyczane ścieżki, a wewnątrz rozpoczęły się prace konserwatorskie mające na celu zabezpieczenie „ruiny spacerowej”, którą będzie można włączyć do regionalnej koncepcji turystycznej, a także zwiedzać i poznawać cyfrowo za pomocą aplikacji.

    O oddanych, skrytych i arystokratycznych właścicielach

    Czasu jest mało, program napięty, odległości między rezydencjami do pokonania autobusem zajmują dużo czasu, częściowo po wyboistych, ale romantycznie wyglądających brukowanych drogach. Drugi przystanek to Dąbroszyn, gdzie dwór jest zamknięty na klucz, prawdopodobnie ze względów bezpieczeństwa. Ale sąsiedni kościół jest otwarty. Kościoły, jak podkreśla dr Badstübner-Gröger, są również znaczące w ich wzajemnym oddziaływaniu z budynkami mieszkalnymi: w przypadku Dąbroszyna w kościele znajdują się na przykład cenne popiersia i grobowce rodziny von Schöning, które grupa miała częściej napotykać podczas swojej podróży przez Nową Marchię.

    Z kolei w zamku w Dolsku gospodarz Fryderyk Mudzo z żoną zapraszają do obejrzenia mocno podupadłej ostatnio posiadłości, którą młode małżeństwo i rodzina Mudzo stopniowo, pomieszczenie po pomieszczeniu, odnawiają i chcieliby w przyszłości wykorzystywać nie tylko na własny użytek, ale także na imprezy taneczne i uroczystości.

    Mniej optymistycznie patrzą w przyszłość właściciele posiadłości w Jarnatowie, zbudowanej niegdyś według planów nadwornego architekta królewskich Prus Ernsta Eberharda von Ihne, którzy przyjechali aż z Poznania, by oprowadzić po obiekcie. Choć tkanka budowlana jest tu znacznie lepiej zachowana niż w Dolsku, co podkreślają także Badstübner-Gröger i Skaziński, to w ostatnich latach zamieszkują ją wyłącznie owce i kozy, które z oddaniem pielęgnują dziką roślinność w rozległym, dzikim parku. Po 1945 roku użytkowany był jako ośrodek wypoczynkowy dla pracowników policji, o czym świadczy do dziś basen z betonową zjeżdżalnią w ogrodzie. Na drugim końcu wsi, ukryte w lesie, znajduje się mauzoleum rodziny Böttinger, która od 1909 roku była właścicielem dworu i kontynuowała jego projektowanie.

    W Lubniewicach, które są już bardziej popularne wśród turystów, znajdują się nawet dwa zamki. Starszy jest obecnie remontowany, a nowy zamek jest siedzibą fundacji polskiej rodziny szlacheckiej Lubomirskich, którzy są również właścicielami obu zamków we wsi. Grupa zwiedzających zachwyca się bogato zdobioną rezydencją z rycerską zbroją, drewnianą boazerią, orientalnym pokojem kąpielowym i innymi drobiazgami. Również w willi Schrödera w Gorzowie można zobaczyć liczne detale z wnętrz dawnych rezydencji arystokratycznych: Dziś mieści się tu Muzeum Lubuskie, które zgromadziło przedmioty z cyny oraz meble, popiersia, obrazy i inne elementy wystroju wnętrza z tego regionu.

    Uroczystość ślubna, szkoła lub opieka – wszystko z wieżą

    Podobnie jak w innych regionach, również w zachodniej Polsce niektóre stare obiekty rezydencjonalne są wykorzystywane do celów gastronomicznych i jako miejsca imprez – co jest zrozumiałe, ponieważ koszty renowacji i konserwacji muszą zostać zrekompensowane. W Gliśnie można na przykład wynająć „małe Sanssouci” z romantycznymi, sztucznymi ruinami. W Wiejcach – na samym skraju województwa – pięknie zaprojektowane podwórko zaprasza na imprezy. Wewnątrz, co zaskakujące, znajdują się również obrazy z historii Niemiec, np. z czasów powstania Cesarstwa Niemieckiego. Łagów jest szczególnie popularny wśród turystów jako miejsce wycieczek, a zamek w szczególności oferuje znany zadaszony dziedziniec, na którym odbywają się uroczystości.

    W przeciwieństwie do porównywalnych nieruchomości w północno-wschodniej Brandenburgii, które odwiedziliśmy miesiąc wcześniej, lubuskie dwory są nadal wykorzystywane społecznie: na przykład w majątku w Murzynowie – związanym z berlińskim architektem Karlem Heinrichem Eduardem Knoblauchem (1801 – 1895) – mieści się szkoła podstawowa. W tym celu podzielono pomieszczenia, co zdradza przerwana sztukateria sufitowa, gdyby nie wspomniała o tym sama pani dyrektor w swoim serdecznym oprowadzaniu.

    Z kolei bajkowy, wręcz kiczowaty zamek w Toporowie jest obecnie domem opieki dla osób z upośledzeniem umysłowym. Kompleks z wieżą imitującą średniowiecze można oglądać tylko przez ogrodzenie. Im więcej obiektów się zwiedza, tym bardziej oczywiste staje się preferowanie wież przez zleceniodawców: nawet jeśli zostały one zbudowane w XIX wieku, miały symbolizować szczególnie długą – najlepiej sięgającą średniowiecza – i silną tradycję rodzinną, modę tę wyjaśniają na miejscu dr Badstübner-Gröger i prof. Paul Zalewski z Katedry Zabytkoznawstwa Uniwersytetu Europejskiego Viadrina, którzy zorganizowali wyjazd studyjny.

    W Trzebiechowie wszystko można znaleźć w jednym miejscu: sanatorium, a obecnie dom starców w stylu secesyjnym z początku XX wieku, zaprojektowany przez holenderskiego architekta Henry’ego van de Velde, a obok renesansowy zamek, przebudowany w stylu barokowym, należący niegdyś do książąt Reuss, którego główny budynek został zaprojektowany w XIX wieku przez wiedeńskiego architekta Viktora Rauza. Na drugim końcu osi wizualnej wzdłuż wiejskiej ulicy znajduje się późnoklasycystyczny kościół z 1840 roku, który nawiązuje do stylu Schinkla.

     

    Koniec obcości?

    W Wilkowie obok willi nad jeziorem leży duże obejście z budynkami z kamienia polnego i maszynami rolniczymi, strzeżone przez psy, których taras, schody i kładka nad jeziorem lśnią w jesiennym, wieczornym słońcu. Mimo poszukiwań, nie udało się odnaleźć właściciela. W Sulechowie natomiast budynek zamku z zabytkową strażnicą służy obecnie jako centrum kultury i informacji turystycznej w centrum miasta. Spacer obok – niegdyś kalwińskiego! – kościoła przez rynek do bramy krośnieńskiej wskazuje na ostatni przystanek popołudnia trzeciego dnia wycieczki: Podróż studyjną zakończymy na Zamku Piastowskim w Krośnie Odrzańskim, centrum sztuki i kultury nad Odrą, zwiedzając z żywym przewodnikiem barwne sale muzealne. Po tych trzech dniach nie ma już śladu po dziwności, której należałoby się spodziewać z perspektywy historycznej: ani w mieszanej, ciekawej grupie studentów, wykładowców, osób zaangażowanych w ochronę dziedzictwa kulturowego czy po prostu zainteresowanych mieszkańców regionu, ani w sposobie obchodzenia się z obiektami przez właścicieli dworu, którzy wydają się podejmować decyzje bardziej pod kątem pragmatycznych aspektów, takich jak możliwości finansowania i efektywność ekonomiczna.

     

    Fot. Peggy Lohse